Szczęsny Wroński

ZDĄŻĄ NA CZAS

tego ranka miałem robić zupełnie coś innego
spojrzałem mimochodem na półkę z książkami
wyjąłem czarną na okładce ktoś w zapiętym męskim płaszczu
jego głowa zanurzona w ciemności w poszukiwaniu utraconego ciepła
i inne wiersze
wiktora woroszylskiego znałem o tyle o ile zacząłem sączyć
jego słowa jak dawno nie pite wino a przecież piłem wczoraj ginsberga
zatrute poematy allen wciąż siedział mi na ramieniu szeptał to odtrutka
to prawda poczułem się mocniejszy jego długa fraza jak zastrzyk
rozsnuwał moje skrzydła czepiałem się nieobecnych metafor
ludzi słów poplątane znaczenia chwiały się budziły lęk
przed tym żywym lasem który przyjdzie do mnie
przed losem niejasnym jednak czytałem słowo po słowie wiktora wiersze wyznał
n i e    w i e m    c o    t o    p o e z j a
lękliwie otwierało się we mnie źródełko chuchającego ciepła
chochlik niczego nie pamiętam ani jednej frazy litery co jak miecz
rozcięłaby ciemności i było jakby niczego nie było a przecież czułem
rosnąca pewność z głową w ciemności nie jestem jak struś w parzącym piasku
skąpany jego słowami czułem się jaśniejszy lżejszy jakbym za chwilę miał
odfrunąć nie miałem jednak serca zostawiać tego ogródka upiększanego
z moją basieńką każdego dnia jej słowa i myśli są tak blisko wierzę
w zbawienie mojej duszy i ciała ten znikomy ogródek jest dla mnie rajem
w trawie przez nas deptanej co podnosi się w owocach które zjadamy rok w rok
dostajemy tak wiele czy jest coś ważniejszego niż nasze spełnienie
w poszukiwaniu utraconego ciepła i innych wierszy które zawsze
zdążą na czas?