Żentara z kosą

Poważne skutki uprawiania miłości na trawie.



Magda Huzarska - Szumiec
Gazeta Krakowska


     Co może wyniknąć z uprawiania miłości na trawie? Myślałby ktoś, że dziecko. Nic z tego. Zwycięzcą w tym niecnym procederze jest kosa, która od tego momentu nie będzie stała zapomniana w sieni, lecz ułatwi życie żniwiarzom. Edward Żentara postanowił być sam sobie sterem i okrętem, i niczym samotna kosa zaadaptował dla potrzeb teatru "Konopielkę" Edwarda Redlińskiego. Efektem tego jest zabawny, bezpretensjonalny spektakl grany na scenie przy ul. Kanoniczej.

     To właśnie tu artysta zaimprowizował chłopską chatę, w której znalazło się miejsce dla małżeńskiego acz ciasnego łoża i stołu, przy którym bohaterowie jedzą proste posiłki ze wspólnej misy.

     Żentara komicznie budzi mocnym szturchnięciem swoją kobietę i szuka schowanego przez kurę jajka. Kiedy mało spostrzegawcza żona przypadkiem je rozdeptuje, okłada ją pięściami, dziwiąc się, że baba śmie jeszcze się na niego gniewać.

     Sytuacja zmienia się, gdy w świecie zdominowanym przez pierwotne zachowania chłopów pojawia się nauczycielka. Zamieszkując w jednej z dwu izb chałupy bohatera, stara się wprowadzić miastowe obyczaje. A to talerze przywiezie, a to sztućce rozłoży na stole, denerwując upartego chłopa i wzbudzając w nim równocześnie pożądanie, zakończone upadkiem z drzewa, z którego obserwował on nietypowy sposób uprawiania miłości praktykowany przez wyzwoloną kobietę. W finałowej scenie nauczycielka oddaje się chłopu na trawie i to w wymarzonej przez niego pozycji, zmieniając tym choć minimalnie jego prymitywną świadomość, nie pozwalającą mu do tej pory wykorzystać do pracy kosy.

     Monodram to bardzo trudny gatunek teatralny. Aktor, pozostawiony na scenie sam sobie, nie może się tu podeprzeć partnerem. Edward Żentara świetnie sobie z tym radzi, skupiając na sobie przez godzinę uwagę widzów. I nawet można mu wybaczyć, że od czasu do czasu gubi gwarowy dialekt. W końcu świetnie potrafi nadrobić to specyficznym poczuciem humoru.