Robert Pinget
Inkwizytorium

Teatr wewnętrzny 2


Przekład, adaptacja i reżyseria: 
   M. Kędzierski
Scenografia: 
   Ewa Bathelier
Wykonanie: 
   Marek Kalita, Andrzej Hudziak

for. Marek Kędzierski



     Adaptacja najbardziej znanego dzieła Roberta Pingeta (1919-1997), czołowego przedstawiciela Nowej powieści francuskiej (Claude Simon, Nathalie Sarraute, Marguerite Duras, Alain Robbe-Grillet, Michel Butor).

     Choć Pinget nigdy nie odcinał się od nowej powieści, w większym stopniu niż inni chodzić własnymi ścieżkami. Jego domeną nie wydaje się ani teoretyzująca propaganda, którą z takim zacięciem uprawiał Alain Robbe-Grillet, czy tegoż zainteresowanie powierzchnią przedstawianych zjawisk, ani psychologia głębi, jak u Nathalie Sarraute,ani barokowa misterność Claude'a Simona, czy większa swoboda i "bardziej ludzka" nuta Michela Butora, lecz raczej - no właśnie co? Jedni upatrują swoistość Pingeta w jego komizmie, inni w cechującej jego utwory podskórnej energii języka, dla innych wreszcie - kto wie, czy w tej grupie nie znalazłby się sam autor - ważna jest przede wszystkim sprawa wiwisekcji. By zacytować Pingeta: "W moich książkach mamy zawsze do czynienia z jakimś śledztwem, ale jest ono, koniec końców, zawsze śledztwem w mojej sprawie. Może to przypominać psychoanalizę... Przeprowadzam śledztwo w sprawie najbadziej skrytych pokładów mojego "ja": otrzymuję różne odpowiedzi, czasami bardzo sprzeczne, z korzyścią dla mego dzieła, bowiem w każdej książce zmienia się ton" ("Esprit" z lutego 1983r.). Odejście pisarza - Pinget zmarł 25 sierpnia 1997 roku - skłania do prób całościowego komentarza do zamkniętego już dzieła.

     L'inquisitoire (Inkwizytorium) zdobyło w 1962 roku nagrodę krytyków francuskich (Prix des Critiques), następna powieść Quelqu'un (Ktoś), prestiżową Prix Femina trzy lata później. Pisząc prozę, stosunkowo wcześnie związał się z teatrem. Nie stworzył dużo na scenę, i były to na ogół adaptacje tekstów prozatorskich, ale premiery jego utworów zapisane zostały w kronikach paryskiego życia teatralnego. To z ich powodu Martin Esslin zaliczył go do grona dramatopisarzy teatru absurdu.

     Inkwizytorium zajmuje w dorobku Pingeta pozycję specjalną, w jakiejś mierze analogiczną do Czekając na Godota w twórczości Becketta. Oba utwory powstały bardzo szybko, oba wyrastają ze świata niemal spontanicznie powołanego do życia, ale już wcześniej dosyć metodycznie budowanego w prozie, w obu autorzy osiągają szczyty komizmu, po obu w twórczości ich obu następują rzeczy może głębsze, doskonalsze, ale i bardziej skostniałe, mniej przystępne dla nieuprzedzonego czytelnika, chyba też mniej uniwersalne. Zwłaszcza w przypadku Pingeta, pisarza ceniącego sobie systematyczność i skłonnego do pewnego, nie ukrywajmy tu, pedantyzmu, przyzwyczajonego do pre-medytacji, poddanie się przymusowi dania z siebie wszystkiego bez czasu na zastanowienie, przymusowi mówienia (pisania) na łeb na szyję, zaowocowało wyjątkowo zręcznym stopem realizmu i groteski, spontaniczności i skostnienia, monologu i dialogu, banału i głębi oraz - pourquoi pas? - prozy i poezji. Właśnie dlatego, że Pinget wymyślił już świat przedstawiony - rzeczywistość Inkwizytorium jest realizacją jednego z jego wariantów - był teraz w stanie z niego czerpać, spontanicznie - tę spontaniczność dopełniając diagramami postaci czy planami topografii świata przedstawionego. Ale świat przedstawiony okazuje się jedynie pretekstem do prawdziwego świata przedstawionego, a mianowicie świata naszej jaźni, w oknie której pojawia się nagle przesłuchujący i wzywa do - niemożliwego - zdania sprawy z życia. Niemożliwe - choćbyśmy się dwoili i troili, nawet w tysiącach postaci.

Marek Kędzierski
z programu do spektaklu


Recenzja:

Didaskalia