Samuel Beckett
Cudowne dni


przekład i reżyseria:
   M. Kędzierski
scenografia: 
   Ewa Bathelier
Obsada:
   WINNIE: Alicja Bienicewicz
   WILLIE: Edward Wnuk

spektakl zrealizowany w koprodukcji ze Starym Teatrem w Krakowie


- Nie uważam Becketta za pisarza mrocznego. Taki odbiór towarzyszył jego sztukom w latach 50. i 60. Tematy, którymi zajmuje się Beckett towarzyszą nam od kolebki po grób, od narodzin do śmierci. Jeśli odrzucić tę przyklejoną mu etykietkę autora ponurego, mrocznego, wczytać się w jego prozę i dramaty, to wówczas można dostrzec niebywałą energię i witalność emanujące z niego i jego twórczości. Wbrew pozorom jest wielkim realistą mówiącym o człowieku rzeczy, które chcielibyśmy usłyszeć lub przemilczeć. Był człowiekiem i pisarzem pełnym życia i umierania zarazem, bo przecież jedno bez drugiego nie istnieje. Wigor i energię można dostrzec w wielu realizacjach teatralnych, które ostatnio widziałem w różnych europejskich realizacjach. Przykładem jest spektakl "Cudownych dni" w reżyserii Giorgio Strehlera z Giullią Lazzarini czy Petera Brooka z Natashą Parry. To jest eksplozja energii a zarazem punkt przełomowy czy też kulminacyjny dla każdej aktorki zmagającej się z rolą Winnie.

- A na czym polega wigor i energia bohaterki "Cudownych dni", która będąc zanurzoną po szyję w piachu prowadzi monolog - dialog ze swym mężem i publicznością zarazem?

- Jest to portret kobiety, która w niewytłumaczony sposób znalazła się w sytuacji, w której nie ma w pełni kontroli nad swym ciałem. I mimo tych okoliczności czas jej istnienia wypełnia nieustająca walka z tym, co jeszcze pozostało jej w życiu. A pozostał mąż - świadek monologu i kilka przedmiotów zaledwie, przypominających przeszłość. Jest to sytuacja wskazująca na to, że ludzie mogą stawić czoła wszystkim wyzwaniom losu, nawet w tak ekstremalnych warunkach w jakich znalazła się Winnie. Bez względu na to, czy będziemy tę sytuację interpretować realistycznie czy metaforycznie. Winnie stara się bagatelizować sygnały starzenia się i umierania ciała, zaniku pamięci, które dotyczą jej i nas wszystkich. Chce pod koniec życia, które teraz bardziej rozumie, dochodzić prawd o nim, ale też jest zdeterminowana nie poddawaniu mu się. Taka postawa jest zawsze możliwością wyjścia z sytuacji egzystencjalnej, w której znajduje się człowiek. Beckett często powoływał się na XVIII wiecznego, belgijskiego filozofa, który twierdził, że nic nie szkodzi rozbitkowi znajdującemu się na statku płynącym na wschód, przemieszczać się na zachód. I to jest kwintesencja tej i innych sztuk Becketta. Miara wolności, jaką autor obdarowuje swoich bohaterów.

Jolanta Ciosek
rozmowia z reżyserem przed premierą
"Cudownych dni" w Starym Teatrze
Dziennik Polski, 6. 6. 2002



Recenzje:

Premiera "Cudownych dni" w Starym Teatrze